środa, 31 października 2012

Dom z duchem







Zanim nadejdzie Halloween, zanim na ulice wyjdą malowane wampiry, zanim do drzwi zapukają z prośbą o cukierki poprzebierane dzieciaki sąsiadów, by nie dać się zdominować anglosaskiej tradycji wyciąga się na światło dzienne rodzime duchy. Zatem pod koniec października pojawiają się w regionalnych dodatkach do dzienników wykazy nawiedzonych domów stolicy. Wśród nich jako najstarszy i dysponujący zjawą najwierniejszą i najbardziej aktywną figuruje renesanowy pałac zwany Domem o Siedmiu Kominach.

Dom o Siedmiu Kominach (Casa de las Siete Chimeneas) stoi przy niewielkim placyku - Plaza del Rey, w samym centrum Madrytu, kilkanaście metrów od Instytutu Cervantesa. Historia budynku sięga roku 1574. W roku tym Pedro de Ledesma złożył prośbę o zezwolenie na zabudowę nabytej parcelii. Nowy dom wzniósł architekt Antonio Sillero. W roku 1583 Ledesma sprzedał pałac. Nabywca -  genueński kupiec Baltasar Cataño, trzy lata znosił ciasnotę madryckiej rezydencji, nim zlecił architektowi Andrei de Lurano jej powiększenie. Lurano nadał budynkowi jego obecną formę i wymiary. W ciągu następnych czterech stuleci pałac wielu miał właścicieli, należał do dwóch rodzin hrabiowskich, jednego finansisty oraz banku. Ostatecznie Dom o Siedmiu Kominach, który u schyłku wieku XX stanowił najlepiej zachowany przykład madryckiej architektury rezydencjalnej końca XVI stulecia, nabyło państwo, by umieścić w nim oddział Ministerstwa Kultury. 


Niewiele zaiteresowania budziłby ten renesansowy budynek, gdyby nie opowieść o zbrodni, jakiej dokonano w jego wnętrzu. Legenda ta, jak to z legendami bywa, wiele ma wersji, lecz jej lejtmotyw pozostaje niezmienny: tajemnicza śmierć pewnej Eleny. 

Dramat rozegrał się pod koniec wieku XVI, gdy krajem rządził król Filip II. Pewnego dnia niespodziewanie odeszła z tego świata młoda mieszkanka Domu o Siedmiu Kominach. Elena umrzeć miała z rozpaczy po stracie ukochanego, który zginął walcząc w Niderlandach. Podaną przyczynę zgonu uznano jednak za wątpliwą i po mieście krążyć zaczęły pogłoski, iż nie smutek, lecz sztylet spowodował śmierć dziewczyny. Z upodobaniem przekazywano sobie z ust do ust plotkę o okropnej zbrodni, której ofiarą być miała  - jak rozpowiadano, by dodać opowieści pikanterii -  królewska kochanka zamordowana na zlecenie monarchy. Król rozkazał śledztwo. Dochodzenie zakończyło się fiaskiem. Nie odnaleziono ciała Eleny i powiesił się służący, gotowy zeznać przed sądem, że widział jak zakrwawione, kobiece ciało wmurowano w podłogę pałacu. Wraz ze śmiercią jedynego świadka sprawa opuściła trybunały, lecz nie przestano o niej mówić. Ten i tamten przechodzień poświadczał, iż nocą przed Dniem Wszystkich Świętych widział mglistą postać spacerującą po dachu Domu o Siedmiu Kominach. Kim byłaby ta tajemnicza figura, jeśli nie duchem zasztyletowanej Eleny? Stara legenda nabrała znamion prawdziwości i na nowo zainteresowała tropicieli tajemnic, gdy w czasie jednej z ostatnich renowacji budynku znaleziono szkielet kobiety wmurowany w podłogę pałacowej piwnicy.

Zamierzającym hucznie świętować anglosaskie Halloween madrytczykom rok w rok przypomina się, że tej nocy pewien madrycki duch spaceruje między siedmioma kominami Ministerstwa Kultury, konkurując z importowaną makabrą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz